Jesteśmy Kochani:) Wreszcie mam chwilkę żeby na spokojnie
usiąść – choć nie wiem ile ta chwilka potrwa ;) Mój mąż bardzo obrazowo opisał
co się u nas dzieje he he he i oczywiście musiał dodać swoje trzy grosze:) W
skrócie co się działo:
W poniedziałek 18 stycznia byłam na wizycie kontrolnej w
poradni neonatologicznej w naszym szpitalu ze względu na utrzymującą się
żółtaczkę. Pobrali krew Karolkowi następnego dnia zadzwoniła lekarka oznajmiając
iż poziom bilirubiny wynosi 273, co podlega pod leczenie szpitalne. Byłam w
szoku… nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. No ale trudno wieczorem
udaliśmy się na izbę przyjęć. Pobrali posiew moczu w którym wykryli bakterie i
włączyli antybiotyk. Dzień w dzień Karolek leżał pod lampami. Na szczęście
byłam sama na Sali więc lampę miałam cały czas do dyspozycji. Karolek był ze
mną cały czas, w sumie sama obsługiwałam inkubator i lampy. W sumie Mały
spędził w tym ponad 50 godzin… Powiem Wam, że tego pierwszego wieczoru jak go
podpięli do kroplówki, założyli okulary i położyli w inkubatorze pod lampami to
nie mogłam się opanować żeby nie wyć… Widok był naprawdę przejmujący – żadna matka
nie chciałaby widzieć swojego dziecka w takich okolicznościach. Na szczęście po
12 w nocy mogłam go wziąć do siebie do łóżka. Inkubator zawsze mi się kojarzył
z bardzo ciężkimi przypadkami gdzie dzieci walczą o życie, i ten widok mnie
załamał mimo, że tu sprawa była mniej niebezpieczna. Ale później już się opatrzyłam
wdrożyłam i było lepiej. Wyszliśmy w zeszłą środę po 9 dniach spędzonych w
szpitalu. To niesamowite jak po tym czasie nie mogłam napatrzeć się na nasze
dywany, mele itp…tak przytulnie!! Hi hi hi hi hi nie dziwcie się – po tylu dniach spędzonych w
szpitalnym pokoju nie mogło być inaczej :)
Niestety ostatni dzień i noc była dla mnie koszmarem…Może
kiedys wspominałam, że przy Adasiu miałam problemy z zastojami mleka w
piersiach. To nie były sporadyczne przypadki, ale faktycznie raz jedna pierś
raz druga, z jednodniowymi przerwami. To był koszmar i to jest to co mi
spędzało sen z powiek przed tym porodem. Pierwszy miesiąc super, dwa dni przed
wyjściem teraz ze szpitala dostałam zastoju w lewej piersi…no ok., karolek
jakoś to ściągnął, na drugi dzień zrobił się w drugiej, z którą nie umiałam
sobie poradzić, a ostatniej nocy doszła druga pierś…. Obie w jednym czasie… to
był koszmar – siedziałam i wyłam. Serio! Karolek też wył bo mu nie leciało. Pół
nocy przepłakałam. Dopiero przedwczoraj całkiem mi to pościągał… Ale co żeśmy się
namęczyli to nasze. Ech straszne to dziadostwo. Że też muszą się takie rzeczy
robić.
Na szczęście jest po wszystkim. Trochę niespokojna jestem,
bo mały zaczął po wyjściu ze szpitala strasznie furczeć. W nosku coś, ale
kataru nie ma, przy czyszczeniu nic nie wychodzi, do tego trochę pokasłuje. Byliśmy
u lekarza, na szczęście osłuchowo czysto i więc pojęcia nie mam z czego to. Choć
przypuszczam, że to wpływ wysuszenia noska w szpitalu. Trzymajcie kciuki żeby
nic się z tego więcej nie wykluło.
A Adaśko? Cudny jest, chociaż daje nam czasem w kość. Cwaniak
mały. Wczoraj byliśmy na spacerze nad stawem. Mały właził na pień ściętego
drzewa i kazał sobie zdjęcia robić. Potem pobiegł w stronę wody i wołał:
- Wodom bawić się!
- Wodom bawić się!
Mama moja go złapała i mówi:
- Nie wolno bo byś wpadł do wody, utopił się i co by mamusia
miała?
Na to mój syn odpowiedział prosto:
- Zdjęcie by miała mamusia!
Rozłożył nas na łopatki :) Kocha Karolka to widać, zazdrości
bardzo nie okazuje, buziaczki daje, przytula i pilnuje – wzorowy starszy brat…zobaczymy
jak długo ;) hi hi hi hi
Kochani przepraszam że tak długo milczałam – ale ciągle coś
i tą notkę piszałam chyba prze 2 dni na raty :) ale jest gotowa:) Jeszcze parę
foteczek wrzucam. Ściskam Was mocno. Trzymajcie kciuki za Karolka, bo męczymy
się oboje z „tym czymś”.
Wakacje w gorącym klimacie z wyżywieniem all inclusive ;) |
Cwaniaczek nasz:) |
Kalolek ;) |
Starszy braciszek w akcji :) |
Adaś, pilnować Kalolka ! |
Dobrze, że już wróciliście:-)
OdpowiedzUsuńI że już ok :)
Buziaki:*:*:*
Jak dobrze,że to za Wami :)
OdpowiedzUsuńSzpitale wykańczają psychicznie.
Twoje dwa bąbelki są bardzo do siebie podobni i tak samo słodcy :)
Pozdrawiam :)
Kochane maluchy! Cieszę się, że wszystko już OK. Też nie lubię szpitali, a co dzieci mają powiedzieć? Szkoda mi bardzo jak widzę takie maluszki w inkubatorach jak walczą o życie. To są bezbronne istotki...
OdpowiedzUsuń3mam kciuki żebyście więcej nie musieli szpitali odwiedzać :-)
buziaki :-*
kochana doskonale wiem, co czujesz...dobrze, że wszystko dobrze się skończyło ;) trzymajcie się zdrowo :*
OdpowiedzUsuńboshe nawet nie chcę se wyobrażas c czułaś...na szczęście mnie takie rzeczy ominęły....super że już w domku;) i oby już nic się nie przyplątało
OdpowiedzUsuń